Doczekałam się burzy. Takiej prawdziwej, nocnej, z ulewą, nieskończoną ilością piorunów i grzmotów która trwała dobre kilka godzin. Jednak w tej całej pięknej otoczce owa Pani Burza poinformowała mnie o swoim przybyciu w dość brutalny sposób. Mój ukochany i najwspanialszy router na świecie odszedł w zaświaty. Niezbyt miło z jej strony -.-
Z rana pocieszyłam się śniadaniem, za które zabierałam się już od dłuższego czasu. Sukcesywnie :)
Długi czas po śniadaniu rozkoszowałam się jeszcze zapachem smażonych płatków owsianych. Jeśli ktoś jeszcze się nie zdecydował - zdecydowanie polecam, zabierajcie się za tworzenie tej magicznej "jajecznicy"!
*scramble owsiane podane z mango, orzechami i pralinką Lindt & jogurt naturalny*
Tymczasem zmykam kończyć woodstockowe pakowanie i tradycyjnie nadawanie płomienno czerwonego koloru moim włosom.
A Wam życzę dobrej nocy :)
nie znoszę burzy, boję się ich jak dziecko. genialne śniadanie, a płomienno czerwone włosy są przepiękne !
OdpowiedzUsuńNareszcie deszcz, u mnie bez burzy ale przynajmniej cos tam spadło ;)
OdpowiedzUsuńŚniadanie wygląda pysznie, musze wypróbować takie scramble
jadłam i bardzo mi posmakowało, na pewno jeszcze nie raz zrobię :) przepysznie je podałaś !
OdpowiedzUsuńja tam nie przepadam za burzami.. :D
OdpowiedzUsuńAle śniadanie miałaś mega, takie co dzień bym mogła :)